Wednesday, November 6, 2013

Skazani na (auto)DERSTRUKCJE

Obserwując różne wydarzenia, sytuacje z życia co dziennego oraz całą masę innych czynników, które wpływają na nasze życie i rozwój jestem przekonany, że jeżeli nic szybko się nie zacznie zmieniać, to kraj, w którym mieszkamy jak i nas zarazem czeka (auto)DESTRUKCJA…
Jeśli naszym naturalnym, ludzkim celem jest rozwijanie się to, co w takim razie sprawia, że Polska i Polacy spadają na łeb na szyje?

Wystarczy spojrzeć na kilka oczywistych kwestii, żeby dostrzec, że poziom wiedzy, edukacji, wychowania i jakiegokolwiek zaangażowania społecznego ulega ciągłej degradacji…  I co gorsze, w coraz szybszym tempie.


Dlaczego tak się dzieje??
Odpowiedzi jest kilka. Nie trzeba być historykiem, żeby przeanalizować jak wyglądała historia polskiego narodu. Rozbiory – zakaz nauczania po polsku, niszczenie dorobku kultury, prześladowania itd. Wojny światowe – miały m.in. za zadanie dosłownie – wykoszenie polskiej inteligencji (np. Katyń, czystki profesorów na uniwersytetach itd.). Później praktycznie 50 lat ciemności życia w komunie i erze bezmyślnego przemysłu, roboli i prześladowania artystów oraz ludzi walczących z komunizmem. To piętno będzie się za nami ciągnąć prawdopodobnie przez kilka pokoleń, dosłownie jak smród po gaciach. Gdzie i kiedy miały rodzić się przełomowe idee i kto miał przekazywać wiedzę następnym pokoleniom?

W końcu wielki przełom upragniona „wolność” i tylko pozorne zmiany, bo przy władzy zostali Ci sami, tyle tylko, że wybielili się nazwą „socjaldemokratów” WTF? ale nie teraz o tym…

Gospodarka / ekonomia itp., itd…
W skrócie ujmując – państwowy majątek po roku 90’, rozprzedany i rozdany i rozkradziony wśród spulasów (wspomnianych powyżej), od najwyższych do najniższych szczebli. Państwowe spółki, koncerny i firmy sprzedane zagranicznym koncernom (czyli nic do nas nie wraca, nic u nas nie zostaje, nie my na tym zyskujemy). Praktycznie żadnego konkretnego polskiego kapitału. Wszystko się rozeszło (po kieszeniach i za granicę). Koszmarne podatki, ucisk społeczny, nieudolna władza karierowiczów i przerośnięty do nieokreślonych rozmiarów aparat biurokracji (żeby przepisy nami rządziły nie ważne co by się działo). Cuzamen do kupy – chaos, bieda, złodziejstwo i ch.. wiec co jeszcze.

Dodatkowo karmi się nas jakimiś super zapychaczami rzeczywistości jak EURO 2012, przygody Rutkowskiego czy mamy Madzi… śmiechu warte.

Zdrowie
O poziomie służby zdrowia nawet nie ma co pisać – szkoda nerwów;) Wystarczy spróbować dostać się na jakieś specjalistyczne badanie, które faktycznie musi zostać szybko wykonane. Podejście typu – jak nie umiera to poczeka, spotykane jest praktycznie na każdym etapie leczenia i kontaktu z lekarzem.

Młodzież młodsza i starsza
Co się dzieję z nadchodzącymi pokoleniami, które mają być przyszłością? NIC! Systematycznie zamieniają się w głąbów… Nie wszyscy oczywiście, ale jako masa – większość.
Sam nie jestem zwolennikiem „standardowych” procesów nauczania i wiem, że można swoją wiedzę rozwijać bez pomocy szkoły, ale tak czy inaczej, dzieciaki ze szkół nie wynoszą nawet elementarnej wiedzy, nie zależnie czy to podstawówka, gimbaza, czy liceum. Pewnie oglądaliście filmiki „Matura to bzdura”, albo „Testy Gimbazjalne”… brak słów.

Rozrywka ponad wszystko
Aktualnie dzieciaki w szkołach podstawowych pozbawione są zajęć z plastyki, muzyki czy gimnastyki korekcyjnej. Niby po co to komu, ale… tak naprawdę to bardzo potrzebne. Miałem okazję pracować z młodymi dzieciakami, które nie potrafiły klaskać do bitu, albo zrobić fikołka, będąc w 4 klasie podstawówki! Rosną nam upośledzeni zdrowi ludzie! Pamiętam jak w podstawówce na kilka klas przypadała jedna grubsza, otyła osoba. Krótko mówiąc miała lipę wśród pozostałych, a teraz? Na zajęciach pojawiało się kilkoro dzieci z oponkami, które nie potrafiły zrobić zwykłego skłonu.

Bardzo proste – Internet, komórki, tablety, telewizja (pranie mózgów) , chipsy, słodycze, brak ćwiczeń na WFie, nie czytanie książek, brak zabaw na boisku plus brak zainteresowania dzieckiem przez rodziców kumuluje się i sprzyja „tworzeniu” dzieci ZOMBI. Co ciekawsze, rząd chce wysłać do szkoły 6-ciolatki. Może po to by dłużej trzymać ich w garści i wcześniej zacząć ich degradować?

Czasami gdy jadę autobusem i do moich uszu, z reguły zatkanych słuchawkami, dolecą rozmowy „wschodzącej młodzieży”, mam wtedy ochotę za nich spalić się ze wstydu. Czy młodym ludziom naprawdę brakuje tematów do rozmów? A ich język zubożał do poziomu niższego niż zero krytyczne? A może to ja mam pecha i trafiam tylko na rozmowy poniżej jakiegokolwiek poziomu?

Edukacja
Czy szkoły wyższe naprawdę dają to czego potrzeba nam do rozwoju? Czy naprawdę kształcą inteligencję? Wystarczy przyjrzeć się niektórym prywatnym uczelniom, które rozdają indeksy na prawo i lewo. Student do póki płaci, będzie studentem, zawsze na coś można przymknąć oko, coś naciągnąć, przeciągnąć, obniżyć poziom, lub coś ominąć żeby student dostał się na kolejny rok, bo przecież za wyniki uczelni dostaje się dopłaty do nauczania;) Bez obrazy dla ludzi chodzących do szkół prywatnych (sam nawet taką kończyłem), ale na uczelni znalazło się naprawdę sporo głąbów, którzy mieli problemy z czytaniem, albo składaniem sensownej wypowiedzi i wyciąganiem konstruktywnych wniosków! To ma być „przyszłość narodu”? Poszedłem do prywatnej uczelni bo faktycznie oferowała mi to co mnie interesowało i próbowałem wyciągnąć z niej jak najwięcej, nie po to by marnować czas i pieniądze, czy po to by zaspokoić system. A pozostali?

Warszawki Hustlin

Trochę starsi szukają szczęścia
A gdzie są ci, którzy potrafią naprawdę dużo? Odpowiedź brzmi – wyjeżdżają. Całą masa młodych, utalentowanych ludzi, szukających konkretnego startu, pełni zaangażowania muszą emigrować w poszukiwaniu „lepszego życia”. Ogromna liczba ludzi (w milionach), dobrze wykształconych i ambitnych ludzi opuszcza kraj bo Polska nie pomaga im w życiu na miejscu. Ci, którzy powinni budować lepszą przyszłość uciekają, bo tu po prostu się męczą, pracują za grosze, lub w ogóle nie pracują (dziękujemy biurokracji!). Dzięki temu są świetnymi informatykami, inżynierami, lekarzami innymi specjalistami zasilającymi rozwój naszych sąsiadów. Niestety za granicą też nie wszystkim się udaje i jest im równie ciężko jak w domu.

Przypadek?
Może to nie przypadek? Może komuś zależy, żeby młodzi i zdolni ludzie wyjeżdżali, a w Polsce zostali tylko ci zdołowani, schorowani, prości i starzy, którymi da się łatwo sterować? Bo ich siła jest za mała by poradzili sobie z tym co się im narzuca? Nie jestem nacjonalistą, nie wiem czy jestem patriotą, po prostu widząc dookoła co dzieje się z naszym krajem robi mi się trochę przykro. Mam wrażenie jakbyśmy skakali na spadochronie, który musimy sobie uszyć w trakcie lotu.

Co dalej?
Podsumowując tych kilka głównych czynników wpływających na systematyczną degradację możemy powiedzieć, że jeśli nie zaczniemy takiej sytuacji zmieniać dość szybko, w niedalekiej przyszłości nasz kraj stanie się krajem nieudaczników, desperatów, prostaków, schorowanych starców i biedaków.

Te wszystkie sprawy są ze sobą połączone. To jak domino, jeden klocek powala następny i niezatrzymana układanka leci do końca… Jest na szczęście odsetek ludzi, którzy naprawdę się rozwijają, pomagają innym i odnoszą sukces wspólnie, lub samodzielnie. Miejmy nadzieje, że nie zachcę im się wyjeżdżać.


Zdrowie, edukacja, sztuka, wychowanie, sytuacja materialna… Od czego możemy zacząć realną poprawę? Zacznijmy od wyciągnięcia wniosków. Bo wiem, że jest jeszcze jasne światło w tunelu!


Monday, October 21, 2013

Werbalny bełkot a Matrix

Dlaczego nie rozmawiamy o rzeczach istotnych?

Mam wrażenie, że w gruncie rzeczy, większość dialogów faktycznie do niczego nie prowadzi. Fakt, nie każda rozmowa musi kończyć się wyciąganiem filozoficznych wniosków, albo życiowych przemyśleń, ale spora część co dziennej komunikacji to po prostu nieistotny potok pustych słów… zwykł werbalny bełkot... już dawno temu rapował o  tym Fisz, ale może warto znów to sobie rozkminić…



Dlaczego?? Może to wina matrixa?

System nauczył nas tak, że jeśli wszystko się nam układa i jesteśmy „szczęśliwi”, to nie mamy na co narzekać i cała reszta otaczających nas rzeczy nas obchodzi (oczywiście za wyjątkiem tych, którzy są ciekawi świata). Jak się powodzi, to nie ma co zmieniać. Jest dobrze więc co tu drążyć…

Z drugiej strony, jeśli jest totalnie odwrotnie, czyli nic nam sie nie układa i nie jesteśmy „szczęśliwi”, jesteśmy tak zaabsorbowani walką o przetrwanie i naprawianiem codziennych problemów, że nawet na chwilę nie możemy pomyśleć o faktycznym rozwoju (staraniu się być lepszym od siebie, każdego dnia). Wiadomo, że każdy ma swoją miarę wartości i rzeczy istotnych dla niego, ale pewne sprawy dotyczą nas wszystkich w jednakowym stopniu. Jesteśmy zmęczeni tygodniem, pracą, zdrowiem, barakiem kasy  itp. całą naszą  energie przeznaczamy wyłącznie na przetrwanie. Praktycznie stoimy w miejscu ciągle pędząc do przodu w pogoni za środkami do życia, albo szukaniem aprobaty wśród ludzi, którym faktycznie nie zależy na  naszej osobie.

W końcu przychodzi wieczór,  albo weekend i czas na reset. Bawimy sie do oporu, w szaleńczym wirze towarzyskich spotkań, robimy bekę, dobrze sie bawimy i głównie pierdolimy bzdury nie zależnie czy spotykamy sie z najlepszymi znajomymi, czy tymi mniej fajnymi, albo totalnie obcymi ludźmi. Relax oczywiście jest jak najbardziej wskazany, ale czas na bibie ucieka szybciej niż ten - nie na bibie. Pewnie zaraz ktoś będzie krzyczeć, że poznał w klubie albo na parapetówie swoją dziołchę albo chłopaka, ale to raczej kwestia bycia w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie;) Żeby nie było – jestem zwolennikiem rozrywki (i relaxu), ale nie o tym teraz.

Potem kac /zwał / odsypianie i... po weekendzie.

Znów do pracy. Algorytm sie zamyka. Nie mamy czasu na to by chociaż na chwile zastanowić  sie nad tym co faktycznie jest ważne – zmiany (systemu?).
Nie budujemy prawdziwych relacji. Gdy dorastamy grono znajomych powoli rośnie, później sie pomniejsza, potem w praktycznie totalnie zamyka, a my w gruncie rzeczy sie nie znamy, nie chcemy słuchać o problemach innych bo mamy i tak za dużo własnych, albo po prostu nas nie interesują bo nam sie "udało".

A może by tak przerwać algorytm??

Ten wpis nie jest o tym, żeby przekonać cię do porzucenia melanżowania, ani o tym żeby zmienić swoje nastawienie i nagle stać się ekstrawertykiem, super ciekawym życia człowiekiem, albo filozofem. Zależy mi po prostu na tym, żebyś w wirze codzienności zatrzymał się na chwile. Zwolnił, porozmawiał. Spróbuj zadać nowe pytania i później szukaj na nie odpowiedzi. Jesteśmy tak mocno wpisani w system, że niektórzy z nas nie wiedzą nawet dlaczego i po co, robią to, co robią na co dzień. Albo nie próbują zastanowić się, czy da radę zmienić „coś” co im nie pasuje, bo zakładają, że tak musi być... To też kwestia ambicji i aspiracji, ale właśnie czyich? Indywidualna ambicja nie jest na rękę systemowi. On chce żebyśmy byli ambitni na jego potrzeby… tylko dla niego.

Więc?

Masz chwilę na to, żeby swobodnie pomyśleć? Masz czas na prawdziwą konwesację?


„Would you let the system get on top of your head again?”
Robert Nesta

Monday, September 2, 2013

Czy wszyscy lubimy pomidory? Od kanapek do tańca...

Głód sprawił, że musiałem po raz kolejny pojawić się w kuchni żeby wrzucić co nieco do żołądka. Przyrządzając kanapki stwierdziłem, że przydałby się jakiś zdrowy dodatek, wiec zdecydowałem się na pomidora.


I tak krojąc ten owoc powszechnie uważany za warzywo, przywołałem w głowie sytuację, kiedy jakiś czas temu jadłem ze znajomymi obiad. Jeden z moich kolegów wcinając surówkę wyciągnął z niej wszystkie pomidory. Dlaczego nie jesz pomidorów? – spytałem. Bo nie lubię – odparł. Jak można nie lubić pomidorów? – mówię. No można, tak jak można nie lubić innych warzyw – odpowiedział. W tym przypadku, by być skrupulatnym - owoców.
Fakt. Sam złapałem się na tym, że czasem zapominamy o tym, że coś nam nie smakuje, albo czegoś nie lubimy np. owoców, warzyw, innych gatunków muzyki, ciuchów, tańca, kolorów, miejsc, ludzi, robienia zakupów, polityków zwierząt, czy choćby herbaty. Ale, to jest właśnie najpiękniejsze. Każdy ma własne, preferencje oraz gusta które nas różnią i powodują, że otaczający świat jest bogaty i niejednorodny, tak samo jak rozmaite mogą być kompozycje smakowe na kanapce…
A co ma „nie lubienie” pomidorów do tańca czy hip-hop’u? No właśnie to, że obecnie, wygląda na to, że sporo ludzi z klimatu uwielbia i je to samo, lubi te same bity, kolory, tych samych polityków, zwierzęta, tą samą herbatę i snapback’i.
Te małe drobiazgi, które lubimy bądź nie, składają się po części na to kim i jacy jesteśmy, czym się kierujemy i jakich dokonujemy wyborów (nawet tych najprostszych). Różne gusta generują odmienne poczucie estetyki i inne sposoby ekspresji. Różne charaktery i wrażliwość generują różne style. Więc gdzie jest ta różnorodność?? Czyżby wszyscy jednakowo lubili pomidory?? A może by tak… kanapki z ogórkiem albo z chilli??

Tuesday, July 23, 2013

Outbreak Festival - Hip-Hop Culture in Banska Bystrica

Why is it worth to go for an OUTBREAK FESTIVAL ??

First of all, I would like to say, that I really regret I can’t go to Slovakia this year (again), but I can say with out any doubts I would have a great time out there (again) because… Outbreak takes care about the full range of our culture. It has that spark of … hip-hop vibe!


I had a chance to visit Outbrek in 2011 for the first time. It was something new and fresh for me. I entered the jam with Mefo (2vs2) damn… we could have done it better ;p (haha). Anyways, what I felt there was a great energy, that I could really feel and see among the people. Everybody seemed like it was the only event in the year. Many different guests came to visit a small town in Slovakia.

The event was originated in the US, by the BBoy Spot and later on brought to Europe. I guess it became one of the biggest and the dopest contests in the old land. Why? For me it’s simpe…

Line up! Organizers of the event try to bring new guest every year what makes the meeting fresh. People who are attending the festival are experienced dancers from all around the world. They have knowledge, skillz and you can try to battle them in the cyphers because they are not there to stand but dance! It would take a long time to list all the names of guests… but I think Moy, Alien Ness, Plash, Jeskillz, Renegade Lean Rock… That’s enough….

Catch the Flava! Five days of workshops with incredible personalities. It’s not only the time, when you polish your style, character, stamina and skillz, but also time to overcome your week sides, train hard, get knowledge and meet people. It’s time to ask questions… It’s time to enjoy the time!

Contests! Three days of the event give a lot of various competitions that may fit anybody, either you are alone, with the crew or just want o watch and enjoy the battles.

Parties! Some people treat hip-hop very serious, but in case you forgot… Hip-hop is based on common party. Party brings joy, good times and vibe. People are dancing, mingling,  having fun, doing crazy (sometimes too crazy) stuff. It builds our community. Without that whole hip-hop culture is worthless (but please remember about moderation – do not overdose anything;) )

Vibe! If you really wait for something to happen you get that kind of feeling that runs to your body all the time… that you just can’t wait anymore. You want to be there and have a great time (maybe even one of the best times in your life, because it may never repeat again). That’s great feeling, energy that is bringing good vibe for all people around! You step into a jam and you just feel it. Got it? Rock it!
There are many different reasons why dancers form all around the world come to Outbreak. It may be dancing in cyphers, watching great bboys and bgirls, taking part in workshops, spending holidays, defending the Outbreak Titles, money or proving who is the best in Europe (even the World maybe), or maybe just curiosity, meeting people and having a good time. Everybody has their own purposes to go for Outbreak. Why are you going?


No matter what happens… if there are some things not perfect, some things are not like you expected or you may not be that happy like you wanted to be after the jam – RESPECT THE EVENT! Maybe you did something wrong?

It takes a lot of effort, love and work to organize huge event like this! Outbreak carries our legacy! Be there to meet people, talk, dance, make progress and cultivate the hip-hop culture! Be there or be square (I’m square ;/ sorry… ) Much respect to the Bboy Sopt and Biggest & Baddest for doing it big!
And you? Are you ready to go? Get a crew, a backpack, tickets and hit the road!

P.S

I am wondering how polish scene will represent this year! Fingers crossed brothers and sisters!

Monday, July 15, 2013

Zalew – bitwy, zawody, imprezy, a faktyczny progres…

Można zalać zupkę chińską wrzątkiem, można być zalanym przez wodę cieknącą z sufitu. Mogą nas również zalać informacje podawane przez media. Równie dobrze można się podtopić w zalewającej nas fali tanecznych event’ów, które niestety nie zawsze dostarczają tego co powinna przynieść woda, mianowicie – rozkwit.

Hip-hop, jako kultura w znacznej mierze rozwinęła się dzięki zdrowej (choć nie zawsze) rywalizacji. Bitwy toczone przez bboys, DJs, raperów, czy writer’ów pozwoliły znaleźć się na obecnym poziomie, wszystkim elementom tej kultury. Dzięki różnego rodzaju starciom tanecznym, czy werbalnym każdy mógł dołożyć coś od siebie i wynieść dany element na wyższy level.


W dzisiejszych czasach bitwy, które kiedyś odbywały się na boiskach, ulicach, w kołach w klubach, czy na Block parties dziś głównie mają swoje miejsce na parkiecie podczas różnych eventów. Czasami bywa tak, że imprez okresowo brakuje, z kolei innymi razy jest ich aż nadto. Praktycznie każdy weekend „tanecznego sezonu” (od września do czerwca) wypełniony jest zawodami w różnych częściach kraju. Eventy rodzą się jak grzyby po deszczu. Patrząc w kalendarz imprez trzeba się grubo zastanawiać, w których wziąć udział. Czy aby na pewno? Dużo nie zawsze znaczy dobrze. Odwiedzając wszystkie „turnieje” tylko po to, by zaliczyć obecność, nie przyczynia się do rozwoju bboya czy bigirl, jak i do rozwoju sceny w szerszym wymiarze. Zalew imprez powoduje, że większość z nich jest na średnim lub często niskim poziomie. Bardziej doświadczeni tancerze nie wpadają na wszystkie imprezy z kalendarza, bo „zaliczanie” contest’ów nie jest potrzebne do osiągnięcia rozwoju. Często bywa tak, że w ten sam dzień zawody odbywają się w kilku różnych miejscach w Polsce. Sprawia to automatycznie, że grono potencjalnych tancerzy, mogących wziąć udział w zawodach dzieli się na kilka imprez. Większość ludzi (z rozsądku, braku funduszy lub patriotycznie) wybierze lokalną akcję, by miejscowo wspierać inicjatywę. Wszystkie imprezy stracą rzecz jasna na ilości uczestników. Rozumiem, że kozacką sprawą jest możliwość wzięcia udziału w zawodach we własnym mieście, lub w pobliżu, ale wiąże się to niestety z tym, że imprezy konkurując ze sobą  tracą w wielu aspektach, głównie na poziomie zawodów, czy atmosferze, a przecież te elementy są najistotniejsze bo one nadają cały klimat.

Duże imprezy, z historią, o wyrobionej marce, czy po prostu ulubione wśród tancerzy zawsze będą przyciągać liczne grono ludzi. W sytuacji, gdy na zawody przyjeżdża garstka tancerzy  odbywa się mało bitew. Logicznie myśląc – znikoma ilość bitew przynosi minimalny progres. W ten sposób zataczamy koło. Większa liczba trudnych walk, to klucz do postępu. Nie sztuką jest wygrać imprezę pokonując, na drodze do finału, przeciwników w dwóch, czy czterech walkach. Sukcesem jest bycie „świeżym” przez sześć czy dziewięć bitew. Liczy się umiejętność tańczenia w kołach przez całą imprezę. Ale jak tworzyć kółka skoro nie ma klimatu? Ani bboys - w około. Dlatego zalew imprez, często bardzo przeciętnych, nie przyczynia się do rozkwitu ogółu sceny. Dzięki odfajkowaniu kolejnych zawodów w kalendarzu łatwiej zaspokoić swoje ego – „Byłem tu, byłem tam, wygrałem tą i tam tą imprezę. Jeżdżę i reprezentuję” Jak już wcześniej wspomniałem, liczy się jakość a nie ilość. Poza tym, rodzi się pytanie: czy jeżdżąc na większość imprez w kraju jest się w stanie być zaskakującym i niepowtarzalnym na każdych zawodach? Wygrywanie zawodów tymi samymi ruchami co tydzień, jest można powiedzieć - antonimem tak istotnego w tańcu słowa – rozwój. Może lepiej odpuścić sobie 3 imprezy, odłożyć kasę i pojechać gdzieś zagranicę? Potańczyć z kimś kogo nie znamy, dostać po dupie i wrócić na salę potrenować??

Wybierając się na kolejną imprezę warto zastanowić się nad tym, czy jadąc na event będę się dobrze bawić, zdobędę doświadczenie i coś z niego wyniosę, czy raczej pojadę zaspokajać własne Ego. Czasami lepiej zostać na weekend w domu, pójść na salę i zrobić faktyczny postęp zamiast tonąć w tym zalewie podrzędnych contest’ów. Jeśli zależy nam na osobistym rozwoju i rozwoju polskiej sceny tanecznej w tym przypadku stricte - Bboying, wspierajmy te dobrze przemyślane i zorganizowane imprezy (małe i duże), które niosą ze sobą czystą esencję tańca i hip-hopu – MAJĄ DOBRY VIBE!

Jeśli ktoś ma zajawkę pojechać na mniejszy event (mniejszy nie znaczy gorszy, bo może mieć więcej klimatu niż cała masa ogromnych event’ów), wpada, a jest tam lipa z klimatem, moim zdaniem powinien włożyć coś od siebie. Spróbować samemu, albo z ziomkami potańczyć dla siebie, dla własnej przyjemności (poza contest’em). Może to zainspiruje kogoś do tego by ruszyć tyłek. Jeśli uwielbiam to, co robię, a uwielbiam, to nie wpadnę na imprezę zrobić 5 setów, by po evencie zawinąć się od razu na chatę, bo to bez sensu (sztuczny reprezenting). Nie chcę zostać zalanym przez niezliczoną liczbę imprez, a jeśli już gdzieś jadę staram się dawać coś od siebie, żeby naprawdę zrobić progres…

Thursday, July 4, 2013

Oczywista codzienność

Każdego dnia, wykonując najprostsze czynności życiowe, korzystamy z różnych udogodnień technicznych, sprzętów domowych i całej masy innych rozmaitości, które sprawiają, że żyje się nam wygodnie i łatwo (może, aż za łatwo).  Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w kranie płynie ciepła woda, że komórka ładuje się dwie godziny, że windą spokojnie wjadę na 10 piętro, że pójdę do sklepu kupić warzywa i pieczywo, które leżą na półce. Tych „udogodnień” jest cała masa i gdyby nie ich dostępność i funkcjonalność, mielibyśmy pewnie spore problemy w życiu. Sami z pewnością wiecie, jak to jest, jak nie ma prądu na chacie. ;)



No dobra… Robię obiad. Wychodzę z chaty, schodzę na dół (bo nie mam windy), idę do sklepu, wybieram produkty, idę do kasy, płacę gotówką, wychodzę, wracam do domu (wchodzę po schodach) – ogarniam szamę! Jeszcze tylko chwila, jedzenie gotowe, teraz fota na fejsa, albo instagrama i zbieramy like’i… Pychota! Uffff… Odsapnąć chwilę i na trening.
Zaraz, zaraz…. Czy czegoś nie przegapiłem?  Nie! To znaczy myśląc kategoriami czynności (w skrócie) raczej nie… ale jak pod uwagę weźmiemy procesy (te których nie widać)… przeoczyłem masę rzeczy. Bo skąd woda w kranie? Skąd warzywa w warzywniaku? Skąd prąd w kontakcie i jakim cudem działa lodówka? No właśnie…
Zanim następnym razem wybierzesz się na trening, imprezę, do znajomych, albo po prostu bez okazji. Rozejrzyj się dookoła i zadaj sobie pytanie… jakim sposobem „to” się tu znalazło? Jak „to”, czy „tamto” działa, albo po prostu jak „to” jest zrobione?
Rozkminianie wszystkich rzeczy na chacie, w szkole, czy w pracy było by jakimś mega wyczynem i na pewno zajęło by więcej czasu niż życie samo w sobie (jak ktoś to zrobi, to niech do mnie od razu napisze, haha ;) ), ale wydaje mi się, że zadawanie pytań do teoretycznie oczywistych odpowiedzi może odkryć nam wiele nowości i na pewno nas nieco uświadomi.  Zastanawiałeś/aś się kiedyś nad zależnościami życia codziennego? To co robisz lokalnie, może mieć globalne konsekwencje, dlatego warto o tym czasem pomyśleć. Zobacz globalne zależności - Globalne zależności!
- Po co? - Z ciekawości…
- Dlaczego? - Bo ciekawość pozwala zachować otwarty umysł…

Jeśli nie wiesz od czego zacząć, proponuję właśnie z ciekawości zobaczyć kim był Nikola Tesla. Może już go znasz, może o nim gdzieś słyszałeś/aś. A może nie? A nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak często masz do czynienia z jego geniuszem… 

Tuesday, June 25, 2013

Gdzie jest intonacja, ton i tempo? Czyli triki vs charakter...

Od jakiegoś czasu zastanawia mnie pewna kwestia... Jeżdżąc na imprezy, lub oglądając materiały video w internecie zauważam jedną rzecz, mianowicie, wydaje mi się, ze w breaking’u na dalszy plan odchodzi charakter, który zostaje zastąpiony wyuczonymi, mechanicznymi trikami. Jeżeli taniec porównalibyśmy do prowadzenia rozmowy, kłótni, lub po prostu do wymiany zdań, spora część ludzi mówiła by tym samym tonem, używając tych samych słów, lub próbowałaby tworzyć neologizmy, które nie mają znaczenia tylko brzmią w niespotykany sposób.



Początki breaking’u wyglądały w ten sposób, że praktycznie wszyscy tancerze wykonywali te same ruchy. Liczyło się to, jak ktoś wykonuje te ruchy, z jakim nastawieniem i czy np. łączy pewne ruchy po raz pierwszy, w sposób niekonwencjonalny. Taniec bboys i bgirls zawierał mnóstwo charakteru, który nadawał styl / flavour temu, co robili! Było widać ich osobowość. Dziś po prawie 40 latach historii bboying’u na scenie mamy mnóstwo nowych niesamowitych ruchów (które nie wątpliwie robią wrażenie i są oryginalne), ale brakuje im nieco charakteru. Efektowne triki maskują osobowość tancerza, który je wykonuje.

Spróbuję zobrazować to w następujący sposób – porównajmy taniec do prowadzenia rozmowy. Muza to temat rozmowy. Każdy ruch to jedno słowo, nowe ruchy to nowe, lub zmodyfikowane słowa (neologizmy). Set tancerza to całe zdanie, nasze argumenty. Składając kolejne ruchy tworzymy nowe zdania – budujemy swoją wypowiedź. Idziemy dalej… W trakcie każdej rozmowy, czy wypowiedzi, wszystko, co mówimy oprócz słownictwa opiera się również na wielu innych elementach, które pozwalają odbiorcy zrozumieć, to co mamy na myśli. Są to: ton wypowiedzi, tempo, akcenty i intonacja. Dzięki zmianie tych cech, to samo zdanie wypowiedziane w odmienny sposób może mieć zupełnie inne znaczenie. Jeżeli dane zdanie wypowiemy bez wkładania w nie tych cech, będzie ono suche i nie będzie niosło ze sobą właściwego przekazu, będzie pozbawione emocji.

Jeśli chce dotrzeć do mojego rozmówcy i chcę go przekonać do swoich argumentów, udowodnić mu swoje racje, w trakcie rozmowy będę mówił do niego takimi słowami i w taki sposób, by zrobić na nim wrażenie, by osiągnąć swój cel.


Wróćmy teraz do tańca – jeżeli chcę wygrać bitwę, a mój przeciwnik potrafi te same ruchy (zna te same słowa) i dodatkowo ma własny arsenał – muszę dotrzeć do niego poprzez pokazanie mu charakteru w tańcu. Muszę opowiedzieć moją historię w przekonujący sposób. Muszę włożyć w ruchy charakter i styl by wyglądały lepiej od jego moves’ów. Jeśli więc wykonam moje ruchy z konkretnym nastawieniem („opowiem mu coś odpowiednim tonem”) to przeciwnik zrozumie, czy konkretne ruchy były pokojowe, zabawne, czy obraźliwe („odczyta intonacje i ton”). Zupełnie tak, jakbyśmy słuchali ludzi rozmawiających w innym języku, nawet jeżeli nie rozumiemy słów, to po sposobie ich wypowiedzi możemy skumać, czy ktoś jest smutny, szczęśliwy albo zły, bo np. krzyczy i mówi zdenerwowanym tonem. Słowa bez intonacji i tonu nie mają mocy – ruchy bez flavour’u pozostaną tylko trikami, które nie niosą ze sobą przekazu.

Jeżeli będziemy rozmawiać używając ciągle jednakowej intonacji nie będziemy w stanie zrozumieć się nawzajem bo w gruncie rzeczy będziemy powtarzać praktycznie to samo – zwykły bełkot... Jeśli w tańcu skupimy się wyłącznie na moves’ach nasz przekaz straci swoje założenie. Nawet jeśli w rozmowie będę miał najlepsze argumenty, ale nie będę umiał ich dobrze przedstawić, mogę przegrać dyskusję bo nie będe potrafił przekazać swoich racji w odpowiedni sposób. Werbalny przekaz wzmocniony jest masą dodatkowych „efektów”, które urozmaicają mowę. Charakter wkładany w ruchy, które wykonujemy i tworzymy pozwoli nawet najprostszym moves’om nabrać mocy! Dzięki temu możemy te same „słowa”(moves’y) wypowiadać w różny sposób (z innym falvour’em). Zmienia się „temat rozmowy” (zmiana muzy) będę „mówić” nieco inaczej – odpowiednio do tematu...


Nasza taneczna wypowiedź będzie bardziej dobitna, gdy włożymy w nią odpowiednią „intonację” i „ton”. Oprócz treści liczy się również sposób jej przedstawienia. Ja… nie chcę brzmieć jakbym mówił za pomocą „IVONY” – jak automat... Chcę „mówić” na „temat” i po swojemu, własnym „slangiem”. Czasem pewnie wkradną się jakieś bzdury i niezrozumiałe „słowa”, ale chyba oto chodzi jeśli wciąż uczę się „mówić” i pracuje nad swoją mową. A ty czym chcesz wygrać swoją bitwę? Ruchami, czy charakterem?

Monday, June 24, 2013

Passion, Music and Radio - An interview with Wefunk Radio / DJ Static & Professor Groove

Almost 10 years ago when DJ Domel showed me Wefunk Radio I couldn't believe that DJ Static and Professor Groove every week serve a huge number of dope rap, soul and funk. Few years passed and in the year 2010 I had a chance to invite the guys to do a show in Wroclaw City in the Club Plan B (much thanks to Ryba:)) After their visit I decided to make an interview with both DJs (2011 r. but it wasn't published at all). Check out a conversation with Wefunk Radio! What DJ Static and Professor Groove do together deserves big respect! A lot of knowledge, a lot of inspiration but first of all an incredible number of dope music! Enjoy.


1. Please describe the history of Wefunk Radio.  (name, first shows, how did you know each other etc.)

DS: We started WEFUNK Radio back in 1996. At that time Professor Groove and I were both students at McGill University and volunteered at its radio station CKUT 90.3 FM.  We were randomly paired up by the station to do a 15-minute training show.  At that time he was into funk and I was into hip-hop.  We figured it would be cool to do a show that exposes the connection between those two genres.  CKUT accepted our show proposal and we’ve been doing WEFUNK ever since!

PG: "WEFUNK" was a name that I picked from a classic Parliament track ("P.Funk (Wants To Get Funked Up)"). The song starts off with George Clinton talking like an old-school radio disc jockey, and he introduces a mythical radio station called WEFUNK that only plays real funky music. So that was a perfect starting point for us! My mission is to dig deep into the full spectrum of funk and funky music, and DJ Static does the same with hip hop. Together we also show the links where hip hop is influenced by funk, soul and jazz, because the music stayed connected during different generations.

2. What are you doing beside the Wefunk?

DS: I love that question because I have a double life like a comic book super hero! When I’m not doing music, I am an accountant by profession.

PG: My “day job” is doing research at a university. One of the main topics I'm working on is how the brain processes sounds and music. It's really fascinating work for a DJ!

3. How do you prepare your shows? (selection, guests, etc.)

DS: Research is key to doing a good show. As a weekly show, we need a lot of new material to keep the content fresh without repeating tracks. Back in the early days of WEFUNK I used to freestyle a lot of my sets.  Now I plan ahead and approach each week’s sets more like I do a mixtape.

PG: Yeah, preparing for WEFUNK shows involves a lot of listening to music during the week, so I can find fresh tracks to play. It's a never-ending exploration, digging online and through my old vinyl to find new gems. We often feature guest DJs on the show too. These are usually people that we know really well, who can stay true to the WEFUNK funk or hip hop sound but also bring something special and unique in their musical selection.

4. Are you involved in other elements of Hip-hop culture beside DJing?

DS: DJ’ing is my main focus.  The WEFUNK sound has always found a natural niche in the bboy community, so we are quite connected to that scene and the street dance scene in general. I personally really enjoy making music in the context of a band, as the DJ among MC’s, singers, and live musicians.

5. Are there any good Canadian artists that you would recommend?

DS: Many! In Montreal there is my old band Nomadic Massive, Kalmunity Vibe Collective, Loes, Narcicyst, Lotus, Karma…. Another dope MC you might have heard on WEFUNK is MC Abdominal. I also like Saukrates, Rascalz, Moka Only, D-sisive, and Sikh Knowledge. Masia One and Eternia are definitely putting women on the map in Canada and beyond. Marco Polo is emerging as a go-to producer for a lot of underground hip-hop.  As far as DJs go, Skratch Bastid is one of my favorites.  Very talented also is Tony Ezzy, whose style defies easy definition!



6. You have a great review of music through all these years. Where do you consider music will get in a few years?  And what do you think about the present Hip-hop scene?

DS: Compared to earlier times, it is now easier to produce and market music independently, without going through the major labels.  I think this opens up a lot of possibilities for good music to be heard.

7. Did you have an opportunity to work with some famous artists?

DS: There have been a few occasions when we’ve crossed paths with artists who were a big influence on us, like Hank Shocklee (Public Enemy), DJ Cash Money (DMC World Champ 1988) and DJ Lord Jazz (Lords of the Underground). It is very inspiring when people like these tell us they know and like what we do!

8. Tell a few words about your records collection. (Favorite LPs, artists, white ravens, novelties, interesting stories) It seems like you know and posses all the Hip-hop and funk songs:)

PG: I've always tried to keep my vinyl collection "All killer / No filler", so it's packed mostly with music that I know I can play for dancefloors. I guess it's because I started collecting vinyl at the same time as I started DJing in clubs. I've never had an extreme collector mindset, chasing after full catalogues or high priced holy grails. Instead, I have a lot of records I bought because I was really excited to play them out at shows — and now when I flip through my crates each one brings back good memories. For WEFUNK, where often I'm playing either really rare tracks or brand new releases, I'm content with playing digital tracks when it's necessary. My main mission is to share and spread good music, and to do that all I need is to be able to play it — the format isn't so important. What's important is that people can hear it!

9. We can hardly find some West Coast rap among your shows. Why?

DS: Even though I grew up on the West Coast, my ear was always drawn more to the New York sound, especially during the Golden Era. I liked the hard drums and raw funk samples.  But my taste in music has broadened out a lot since then. Now I can appreciate the smoother, more laidback funk that you find in West Coast rap.

10. Do you think it is possible to have your own style at playing records? Have you noticed any fashion among DJs? (playing certain records etc.)

PG: Different DJs definitely have different styles of playing. When I listen to another DJ sometimes I'm listening just as much to HOW they're playing as WHAT they're playing. Songs are the vocabulary, but a talented DJ knows how to put those songs together so they tell a musical story that makes sense — themes, climaxes, plot twists, etc. Crowds can feel when sets are put together well, because the music fits together and builds the energy in the room. But there's a million ways to accomplish that (and a billion ways to do it wrong!), so that's where individual DJ style is important.

11. When did you decide to do live shows around world? Tell briefly about touring. How did you feel in Poland?

DS: We started going on tours when promoters started inviting us!  All that started around 2004 and has been growing stronger ever since.

PG: We're really happy with the amazing response we get from crowds around the world. It's such a gratifying experience to travel to new places and share the music we love with thousands of people. Poland is a really cool place for us to play because everybody at the show is there to party! Even the first time we played, when there wasn't a huge crowd, it was a crazy experience. Maybe it's the vodka, I don't know! Now we're starting to build a strong fanbase in Poland, and it has definitely become one of my favorite countries to DJ. I think there's something special about Eastern Europe, because we've had some great shows in Romania too. We're ready to explore more of the area, so promoters please get in touch!

12. Wefunk plans for the future? Will Wefunk remain the same – raw and original?

DS: Most definitely! 16 years and still going strong.

PG: WEFUNK has evolved over the years, but we've always stayed true to what we do best: playing great music, finding the best new releases, never forgetting classic sounds, and digging deep into rare treats. That's never going to stop!

13. A word of advice for young DJs.

DS: I think a lot of young DJ’s fall into one of two extremes.  Either they just played for themselves and are completely blind to their audience, or they just aim to please the crowd but don’t have a sound to call their own.  You need a balance.  And to DJ’s starting out on Serato, try to train yourselves to use your ears.  Just because two waveforms are lined up visually doesn’t mean the mix sounds good!

Monday, June 17, 2013

Pasja, Muzyka i Radio - wywiad z Wefunk Radio / DJ Static i Professor Groove

    Kiedy niemal 10 lat temu DJ Domel pokazał mi Wefunk Radio, nie mogłem uwierzyć, że DJ Static i Professor Groove, co tydzień serwują tak ogromną ilość znakomitego rapu, soul'u i funk'u. Minęło kilka lat, a mi w 2010 r. udało się sprowadzić chłopaków na set do Wrocławia by zagrali imprezkę w Planie B (tu wielki ukłon w stronę Ryby:)) Po ich przyjeździe postanowiłem przeprowadzić z nimi wywiad (2011 r. jednak nie był nigdzie publikowany). Sprawdzajcie rozmowę z Wefunk Radio! To co, robią DJ Static i Professor Groove zasługuje na orgomną dawkę respektu! Mnóstwo wiedzy, sporo inspiracji, ale przede wszystkim masa doskonałej muzyki! Zapraszam do lektury.

1. Opiszcie proszę historię WefunkRadio (nazwa, pierwsze shows, jak się poznaliście).

DS: Wefunk powstał w 1996 roku. W tym czasie Professor Groove i ja byliśmy studentami na McGill University i udzielaliśmy się jako wolontariusze w stacji CKUT 90.3 FM. Zostaliśmy przypadkowo dobrani w parę by zrobić 15 minut show na próbę. Wtedy Professor Groove był zangażowany w funk a ja w hip-hop. Pomyśleliśmy, że było by ciekawie zrobić show, które eksponuje połączenie tych dwóch gatunków. CKUT zgodziło się na naszą propozycję I od tamtej pory tworzymy WEFUNK.

PG: “WEFUNK” było nazwą, którą wybrałem z klasycznego kawałka grupy Parliament (P.Funk (Wants To Get Funked Up). Piosenka zaczyna się słowami George’a Clintona, kótry mówi jak olskoolowy radiowy disc jockey I przedstawia mityczną stację radiową zwaną WEFUNK, która gra jedynie prawadziwą funkową muzę.

2. Czym zajmujecie się poza audycją WEFUNK?

DS: Kocham to pytanie, ponieważ posiadam podwójne życie jak superbohater z komiksu. Kiedy nie gram muzyki jestem księgowym z zawodu.

PG: Moją “dzienną” pracą są badania na uniwersytecie. Jednym z głównych tematów, nad którymi pracuję jest to, w jaki sposób mózg przetwarza dźwięki i muzykę. To naprawdę fascynująca praca dla DJ’a.

3. W jaki sposób przygotowujecie audycję?

DS: Selekcja to klucz do zrobienia dobrego show. Jako co tygodniowa audycja potrzebujemy dużo newego materiału by zawartość audycji była świerza i bez powtórek. Kiedyś freestylowałem wiele moich setów. Teraz planuje sety z wyprzedzeniem, każdy set co tydzień przygotowuje bardziej jak mixtape.

PG: Tak, przygotowywanie audycji opiera się na słuchaniu masy muzyki w ciągu tygodnia by zagrać świerze kawałki. To niekończońce się odkrywanie, szukanie utworów online i wśród moich starych vinyli by zanleźć nowe utwory. Czesto zapraszamy też innch DJ’ów jako gości. Są to zwykle ludzie, których znamy bardzo dobrze, którzy pozostają prawdziwi w stosunku do WEFUNK, funkowych I hip-hopowych brzmień, ale również są wstanie wprowadzić coś wyjątkowego i unikalnego poprzes ich selekcje muzyczną.

4. Czy jesteście związani również z innymi elementami kultury hip-hopowej poza DJing’iem?

DS: DJing to moje główne zajęcie. Brzmienie WEFUNK zawsze znajdowało naturalny kącik w środowisku bboys, więc jesteśmy w pewnym stopniu połączeni z tą sceną i ze sceną street dance ogółem. Osobiście bardzo lubię tworzyć muzykę w kontekście zespołu, jako DJ wśród MC’s, piosenkarzy muzyków grających na żywo.

5. Czy są jacyś kanadyjscy artyści, których byście polecili?

DS: Wielu! W Montrealu jest mój stary skład Nomadic Massive. Kalmunity Vibe Collective, Loes, Narcicyst, Lotus, Karma…. Kolejnym świetnym MC, o którym mogłeś słyszeć na WEFUNK jest MC Abdominal. Lubię również Saukrates, Rascalz, Moka Only, D-sisive, i  Sikh Knowledge. Masia One i Eternia zdecydowanie zaznaczają damską obecność na mapie Kanady i nie tylko. Marco Polo jest jednym z wyłaniających się producentów dla andergrandowego hip-hop’u. Jeśli chodzi o DJs, Skratch Bastid jest jednym z moich ulubionych. Bardzo utalentowany jest również Tony Ezzy, którego styl przeciwstawia się prostej definicji Ezzy!



6. Macie ogromne rozeznanie w muzyce dzięki takiemu doświadczeniu. Jak sądzicie, w którą stronę podąży muzyka za kilka lat? Co sądzicie o obecnej scenie hip-hop?

DS: Porównując teraźniejszość do starych czasów, obecnie jest znacznie łatwiej produkować i publikować muzykę niezależnie bez udziału wielkich wytwórni. Wydaje mi się, że to otwiera wiele możliwości by usłyszeć nową i dobrą muzykę.

7. Czy mieliście okazję wspópracować ze znanymi artystami?

DS: Tak, było kilka okazji kiedy skrzyżowały nam się drogi z artystami, którzy mieli wielki wpływ na nas, np. Hank Shocklee (Public Enemy), DJ Cash Money (DMC World Champ 1988) i DJ Lord Jazz (Lords of the Underground). To bardzo inspirujące kiedy tacy ludzie wiedzą co robimy i lubią to.

8. Powiedzcie kilka słów o swojej kolekcji płyt. Ulubione numery, artyści jakieś białe kruki? Bo wygląda na to jakbyście znali i posiadali wszystkie funkowe I hip-hopowe utwory.

PG: Zawsze starałem się utrzymać moją kolekcję pod hasłem “ same kozaki / zero wypełniaczy”, dlatego większość kolekcji tworzą utwory, które znam I mogę grać na imprezach. Myślę, że jest tak dlatego, że zacząłem zbierać winyle w tym samym czasie gdy zacząłem grać w klubach. Nigdy nie miałem umysłu nastawionego na pogoń za pełnymi katalogami albo wysoko wycenianymi “Świetymi Gralami”. Dlatego posiadam sporo płyt, które kupiłem, ponieważ byłem napradę podekscytowany by zagrać je podczas show. Teraz kiedy przeglądam moje skrzynki, każda przynosi mi dobre wspomnienia. Dla WEFUNK, kiedy często gram bardzo unikatowe lub nowe nagrania jestem zadowolony puszczając cyfrowe ścieżki, jak jest to konieczne. Moją główną misją jest to, że chcę rozpowszechniać dobrą muzykę, by to robić jedyne co muszę to być zdolnym ją zagrać – format nie jest aż tak istotny. Co jest ważne to, to że ludzie mogą ją usłyszeć.

9. Rzadko możemy usłyszeć rap z zachodniego wybrzeża w waszych audycjach. Dlaczego?

DS: Pomimo tego, że dorastałem na Zachodnim Wybrzeżu moje ucho zawsze przyciągały dziwęki z Nowego Jorku, zwłaszcza podczas “Złotej Ery”. Lubiłem cięzką perkusję i surowe funkowe sample. Ale mój gust znacznie się poszerzył od tamtej pory. Teraz jestem wstanie docenić spokojniejszy i bardziej zrelaksowany funk, który znajdziesz w rapie z zachodu.

10. Czy myślicie, że można mieć własny styl grając utwory? Czy dostrzegliście jakąś modę wśród DJs? Np. granie określonych kawałków.

PG: Różni DJ’e zdecydowanie mają odmienne style grania. Kiedy słucham innego DJ’a tak samo słucham tego jak gra oraz tego, co gra. Utwory są słowami. Dobry DJ wie jak ułożyć te kwałki razem by opowiadały nam muzyczną historię, która ma sens – temat, punkty kulminacyjne, zwroty akcji itp. Tłum jest w stanie wyczuć kiedy sety są dobrze zgrane, ponieważ muzyka pasuje do siebie i buduje energię w lokalu. Jest million sposobów na to by to osiągnąć (i milliard sposobów by zrobić to źle), dlatego to jest ważne w indywidualnym stylu każdego DJ’a.

11. Kiedy zdecydowaliście się robić show na żywo na całym świecie? Jak wam się podobało w Polsce?

DS: Zaczęliśmy jeździć w trasę kiedy promotorzy zaczęli nas zapraszać! Wszystko ruszyło około 2004 roku i od tamtej pory cały czas się rozwija.

PG: Byliśmy naprawdę zadowoleni z powodu niesamowitej reakcji ludzi na całym świecie. To wspaniałe przeżycie jeździć do nowych miejsc i dzielić się muzyką, którą kochamy z tysiącami ludzi. Polska to bez wątpienia znakomite miejsce by grać, ponieważ wszyscy przychodzą się bawić! Nawet gdy graliśmy za pierwszym razem, gdy nie było wielu ludzi to było szalone przeżycie. Może to wódka, nie mam pojęcia! Teraz staramy się zbudować spore grono fanów w Polsce I zdecydowanie Polska stała się jednym z moich ulubionych miejsc by grać. Myślę , że jest coś wyjątkowego we Wschodniej Europie, poniweaż mieliśmy także znakomite imprezy w Rumuni. Jesteśmy gotowi na to by poznawać więcej tego obszaru, dlatego promotorzy odzywajcie się!

12. Jakie są następne plany Wefunk? Czy Wefunk pozostanie takie samo – surowe i oryginalne?

DS: Zdecydowanie! 16 lat w grze i cały czas mamy się dobrze!

PG: WEFUNK ewoluował przez wszystkie lata, ale zawsze pozostaliśmy prawdziwi w stosunku do tego co robimy najlepiej: granie wpsaniałej nuty, znajdowanie najlepszych nowści, nie zapominanie o klasycznych brzeminiach oraz głebokie doszukiwanie się najrzadszych rarytasów. To się nigdy nie skończy!

 13.  Jakaś rada dla początkujących DJ’ów?
DS: Myślę, że dużo młodych DJ-ów popada w jedno z dwóch ekstremów. Albo grają wyłącznie dla siebie i są kopletnie ślepi na to jak reaguje ich publika, albo są ukierunkowani wyłącznie na zadowolenie publiki, przez co nie mają brzmienia, które mogą nazwać ich własnym.  Potrzebny jest balans. A dla DJs zaczynjących od Serato, próbujcie ćwiczyć swoje ucho. Tylko dlatego, że dwie ścieżki zgrywają się wizualnie wcale nie znaczy, że mix brzmi dobrze!

Monday, June 10, 2013

Inspiracje, rozwój, motywacja. Co sprawia, że chcesz tańczyć i tworzyć?

Podróże, muzyka, członkowie ekipy, zawody, a może budząca się po zimie natura? Zastanawiałeś się co tak naprawdę jest twoją inspiracją?

Zanim zabierzemy się do czegokolwiek, nie ważne w jakiej dziedzinie, potrzebujemy impulsu do działania. Czasami wystarczy chwilowy przypływ twórczej energii, a innym razem jest to dłuższy proces, który ma na nas wpływ w szerszym wymiarze. Skąd więc brać tą moc oraz motywację? Gdy jest się tancerzem inspiracje, którymi się kierujemy, mają bardzo duży wpływ na to, kim później stajemy się jako indywidualiści. Inspiracja to niekończące się źródło, z którego każdy może zaczerpnąć coś dla siebie. Tylko jak szukać i czerpać by nie przesadzić?

Będąc tancerzem powinniśmy znać swoje inspiracje, wiedzieć dokładnie skąd pochodzą i co rzeczywiście wnoszą w nasz taniec i życie. Podczas tanecznej podróży pokonujemy kolejne etapy rozwoju. Niektóre zostawiamy w tyle, inne wciąż nam towarzyszą, a jeszcze inne dopiero rozpoczynamy. Podobnie jest z inspiracją, która w pewnym stopniu ewoluuje razem z nami. Inspiracja w wielkim stopniu określa kierunek, w którym podążamy.

Co więc, dla nas, może stanowić inspirację? Zastanów się przez chwilę… Jakie jest twoje pierwsze skojarzenie? No właśnie. Gdybyśmy zebrali teraz odpowiedzi od kilkunastu osób prawdopodobnie usłyszelibyśmy kilkanaście różnych opcji. Muzyka, crew, najbliższe otoczenie, inni tancerze, kreskówki, sztuki walki, nauczyciele, odmienne style taneczne, postacie z filmów itd.. Są to tylko niektóre elementy, czy dziedziny, którymi ludzie głównie kierują się tworząc własną historię.

New York City -  Miasto pełne inspiracji...

Na początku było… No właśnie… Co? Musieliśmy przecież od czegoś zacząć. Skąd wziął się ten pierwszy impuls? Tu również moglibyśmy przytoczyć wiele różnych historii w jaki sposób, kto, kiedy i gdzie rozpoczął swoją przygodę z tańcem. Dzisiaj sprawa jest znacznie łatwiejsza niż np. 10 lat temu, z prostego względu. Powszechny dostęp do internetu, popularyzacja tańca w mediach oraz wysyp szkół tanecznych oferujących wachlarz zajęć - nawet taniec w 3D. A jak było dawniej? By sprecyzować swój tor myślenia zaznaczę, że chodzi mi głównie o street dance czyli takie style jak breaking, poppin, hip-hop czy locking. To jak było kiedyś? To również zależy od tego jak daleko mielibyśmy się cofnąć. Wiele osób związanych ze street dance od około 15 lat przytoczy podobne anegdoty związane z ich początkami. Mianowicie, kasety video, pojedyncze klipy lecące od czasu do czasu w telewizji, albo po prostu kumple – rówieśnicy, lub nieco starsi znajomi. Kolokwialnie mówiąc, potem jakoś to poszło. Treningi, pierwsze wyjazdy, zawody, street shows. Nie odbiegajmy jednak za daleko od meritum sprawy – inspiracji. Dlaczego początek jest taki ważny? Ponieważ wtedy łapiemy najwięcej zajawki. Pierwotny impuls jest zazwyczaj najsilniejszy. Moment, w którym po raz pierwszy stykamy się z nową formą, może w gruncie rzeczy okazać się później przełomowy. W pewnym sensie odmienia nasze życie. Nawet jeżeli nie poświęcimy całego swojego życia dla tańca, to mimo wszystko wygląda ono inaczej. Żywot ułatwia, lub utrudnia nam pielęgnowanie pasji, jednak wpływ jaki ma na nas taniec jest znaczący. Z biegiem czasu zapał maleje lub rośnie. Jedni odpadają, inni brną dalej wytrwale w tym co wcześniej budowali. W jaki sposób? Dzięki inspiracjom i wytrwałości.

Energia płynąca z natury...

Inspiracje pozwalają się rozwijać, generują rozwój. Kiedy już dawno za sobą mamy swoje początki, próbujemy obierać własną drogę. Nie jednokrotnie jest ona bardzo trudna. Zazwyczaj, pierwszymi osobami, które mimowolnie naśladujemy są nasi nauczyciele. Szczególnie w przypadku jeśli mają więcej wiedzy od nas. Jeżeli jednak nie mieliśmy tyle szczęścia i sami zdobywaliśmy wiedzę wygląda to trochę inaczej. Wiedzy oraz wzorców musimy szukać gdzieś indziej. Trzeba jednak zwrócić uwagę, by nie zagubić się w poszukiwaniu inspiracji i branie kogoś za wzór nie poszło zbyt daleko i nie przerodziło się w odwzorowywanie (czasem nawet nie świadomie). Może się to przejawiać w różnych elementach np. ubiór, styl tańca czy nawet sposób bycia. Przekroczenie pewnej granicy nie jest już inspiracją, lecz zwykłym pragnieniem bycia kimś, kto nam imponuje.

Podobnie w przypadku zbyt dużej ilości oglądanych materiałów np. w internecie. Spora liczba ludzi mimowolnie zapamiętuje pewne ruchy czy sekwencje, które później wirują gdzieś w zakamarkach głowy i wracają do nas rzekomo wykreowane osobiście. Pod natłokiem tak dużej liczby materiałów, jakie obecnie znajdują się w internecie można zatracić sens i sedno prawdziwych inspiracji. Bboying opiera się na tym, by wynosić na wyższy poziom dotychczasowe elementy. Ale! Nie nad interpretujmy tego w ten sposób, że możemy powybierać sobie najlepsze ruchy innych tancerzy i zacząć je przerabiać. Nie tędy droga. W bboyingu nie chodzi o tworzenie hybrydy tanecznej idealnej na każdą okazję, doskonałą w każdym calu. Cienki lód, po którym ktoś stąpa grozi załamaniem i pogrążeniem się w kserowaniu. Biorąc, ruch od danego tancerza, nie możemy odbierać mu jego pochodzenia. Powiedzmy kto nas zainspirował, by obserwatorzy mogli zobaczyć ile w danym ruchu jest pierwowzoru, a ile innowacji. Historia poszczególnych ruchów jest również bardzo istotna. Wykreowanie oryginalnego stylu i flavouru to naprawdę ciężka praca. Nie bójmy się więc kreować i szukać inspiracji tam gdzie inni nie zaglądali.

Inspiracja to wena, natchnienie. Pozwala odświeżać umysł i wzmaga proces twórczy. Pomaga też w utrzymaniu wytrwałości oraz dążeniu do celu. Inspiracje dotyczyć mogą wielu elementów związanych z tańcem. Nie muszą ograniczać się kreowania ruchów, dotyczą także postaw, zachowań czy działań. Nie mogę wskazywać co, lub kto jest najwłaściwszą inspiracją, gdyż jest to indywidualna sprawa każdej osoby. Poza tym, na każdym etapie tanecznej podróży inspirację może stanowić coś innego. Dzięki różnorodności rzeczy, ludzi, czy sytuacji, które nas napędzają stajemy się bogatsi w wiedzę. Warto zastanowić się co faktycznie nas inspiruje i dlaczego. Warto zadać sobie parę pytań, np. dlaczego ktoś, lub coś mi podszeptuje. Są to ludzie, muzyka, maszyny, postacie z bajek, beztroskie dziecko, czy natura? Tak jak wspominałem wcześniej, część pomysłów może być jedynie jednorazowa (np. pojedynczy ruch), inne natomiast mogą mieć charakter długotrwały (np. budowanie stylu). Dla mnie najważniejsze jest słuchanie wewnętrznego głosu, który naturalnie podpowiada co robić.

Breaking powstał z obserwacji różnorodnych dziedzin życia. Młodzi tancerze, poprzez zabawę, na swój sposób przerabiali inne style taneczne np. Lindy Hop, Good Foot, odwzorowywali postacie z filmów, lub programów telewizyjnych np. Charlie’iego Chaplin’a, Soul Train itp. Połączenie muzyki i różnych elementów z dodatkiem nowej, młodzieńczej energii i świeżym charakterem sprawiło, że breaking stał się unikatową formą. Nie breaking’owe style i sytuacje wykreowały charakterystyczny taniec. Aktualnie większość bboys i bgirls inspiruje się wyłącznie innymi tancerzami. Breaking inspiruje Breaking. Idąc tą drogą może nam grozić zamknięcie się w kole i zanik oryginalności. A może poszukać dalej?

Inspiracji trzeba szukać dosłownie wszędzie. Źródło pomysłów może być bardzo daleko, ale czasami jest bliżej niż nam się wydaje. Jeśli ktoś wciąż nie wie w którą stronę iść powinien poświęcić trochę czasu na znalezienie dla siebie tej właściwej muzy. Pamiętajmy, że bboying tak jak inne style taneczne, posiada swoje „ramy”, których przekraczanie może być czasem ryzykowne.

A Ciebie co najbardziej inspiruje?