Dlaczego nie rozmawiamy o
rzeczach istotnych?
Mam wrażenie, że w gruncie
rzeczy, większość dialogów faktycznie do niczego nie prowadzi. Fakt, nie każda
rozmowa musi kończyć się wyciąganiem filozoficznych wniosków, albo życiowych przemyśleń,
ale spora część co dziennej komunikacji to po prostu nieistotny potok pustych
słów… zwykł werbalny bełkot... już dawno temu rapował o tym Fisz, ale może warto znów to sobie
rozkminić…
Dlaczego?? Może to wina matrixa?
System nauczył nas tak, że jeśli
wszystko się nam układa i jesteśmy „szczęśliwi”, to nie mamy na co narzekać i cała
reszta otaczających nas rzeczy nas obchodzi (oczywiście za wyjątkiem tych,
którzy są ciekawi świata). Jak się powodzi, to nie ma co zmieniać. Jest dobrze
więc co tu drążyć…
Z drugiej strony, jeśli
jest totalnie odwrotnie, czyli nic nam sie nie układa i nie jesteśmy „szczęśliwi”,
jesteśmy tak zaabsorbowani walką o przetrwanie i naprawianiem codziennych problemów,
że nawet na chwilę nie możemy pomyśleć o faktycznym rozwoju (staraniu się być
lepszym od siebie, każdego dnia). Wiadomo, że każdy ma swoją miarę wartości i
rzeczy istotnych dla niego, ale pewne sprawy dotyczą nas wszystkich w
jednakowym stopniu. Jesteśmy zmęczeni tygodniem, pracą, zdrowiem, barakiem kasy
itp. całą naszą energie przeznaczamy wyłącznie na przetrwanie.
Praktycznie stoimy w miejscu ciągle pędząc do przodu w pogoni za środkami do
życia, albo szukaniem aprobaty wśród ludzi, którym faktycznie nie zależy
na naszej osobie.
W końcu przychodzi wieczór, albo weekend i czas na reset. Bawimy sie do
oporu, w szaleńczym wirze towarzyskich spotkań, robimy bekę, dobrze sie bawimy
i głównie pierdolimy bzdury nie zależnie czy spotykamy sie z najlepszymi
znajomymi, czy tymi mniej fajnymi, albo totalnie obcymi ludźmi. Relax
oczywiście jest jak najbardziej wskazany, ale czas na bibie ucieka szybciej niż
ten - nie na bibie. Pewnie zaraz ktoś będzie krzyczeć, że poznał w klubie albo
na parapetówie swoją dziołchę albo chłopaka, ale to raczej kwestia bycia w
odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie;) Żeby nie było – jestem zwolennikiem
rozrywki (i relaxu), ale nie o tym teraz.
Potem kac /zwał / odsypianie i... po
weekendzie.
Znów do pracy. Algorytm sie
zamyka. Nie mamy czasu na to by chociaż na chwile zastanowić sie nad tym co faktycznie jest ważne – zmiany (systemu?).
Nie budujemy prawdziwych relacji.
Gdy dorastamy grono znajomych powoli rośnie, później sie pomniejsza, potem w praktycznie
totalnie zamyka, a my w gruncie rzeczy sie nie znamy, nie chcemy słuchać o
problemach innych bo mamy i tak za dużo własnych, albo po prostu nas nie interesują
bo nam sie "udało".
A może by tak przerwać algorytm??
Ten wpis nie jest o tym, żeby
przekonać cię do porzucenia melanżowania, ani o tym żeby zmienić swoje
nastawienie i nagle stać się ekstrawertykiem, super ciekawym życia człowiekiem,
albo filozofem. Zależy mi po prostu na tym, żebyś w wirze codzienności zatrzymał się na chwile. Zwolnił, porozmawiał. Spróbuj zadać nowe pytania i później
szukaj na nie odpowiedzi. Jesteśmy tak mocno wpisani w system, że niektórzy z nas nie
wiedzą nawet dlaczego i po co, robią to, co robią na co dzień. Albo nie próbują
zastanowić się, czy da radę zmienić „coś” co im nie pasuje, bo zakładają, że
tak musi być... To też kwestia ambicji i aspiracji, ale właśnie czyich? Indywidualna
ambicja nie jest na rękę systemowi. On chce żebyśmy byli ambitni na jego
potrzeby… tylko dla niego.
Więc?
Masz chwilę na to, żeby swobodnie
pomyśleć? Masz czas na prawdziwą konwesację?
„Would you let the system get on
top of your head again?”
Robert Nesta
No comments:
Post a Comment