Bóg siedział i patrzył na ludzi z ukosa.
Śmierć przyszła, usiadła obok i aż wypadła jej kosa.
Śmierć przyszła, usiadła obok i aż wypadła jej kosa.
Siedzieli oboje patrząc na te stworzenia,
Oczom nie wierzyli, szczeki otwarli ze zdumienia.
Patrzyli, patrzyli, zdziwienia im brakło,
Bo bezmyślnie gnało gdzieś całe to stadko.
Bo bezmyślnie gnało gdzieś całe to stadko.
Waśnie i spory, to główne ich zajęcia,
Kłótnie i bójki, znów nowe napięcia.
Kłótnie i bójki, znów nowe napięcia.
Niedolę na siebie wciąż sprowadzają,
Mają już wszystko, lecz krzyczą - Mało!
Mają już wszystko, lecz krzyczą - Mało!
Bóg ręce rozłożył, podrapał się w brodę,
Mruknął pod nosem - Ach.... co ja tam mogę?
Mruknął pod nosem - Ach.... co ja tam mogę?
Dałem im Ziemię piękną i czystą,
Cuda natury nad rzeką Wisłą.
Cuda natury nad rzeką Wisłą.
Dałem im wolność i twórcze dusze,
A oni ciągle brną w te katusze...
A oni ciągle brną w te katusze...
Śmierć też już zwątpiła w swoje istnienie,
Ludzie zaczęli podkradać jej przeznaczenie.
Ludzie zaczęli podkradać jej przeznaczenie.
I tak Bóg i Śmierć razem odeszli,
Ze świata gdzie ludzie, samych siebie przeszli...
Ze świata gdzie ludzie, samych siebie przeszli...